Władysław Henryk Piotrowski
Piotrowscy ze Strachociny w Ziemii Sanockiej
Zagadka Strachociny
Na zakończenie tego krótkiego portretu gniazda rodzinnego Piotrowskich - Strachociny, trzeba wspomnieć o pewnej sprawie, która, być może, jest największą jej zagadką. Otóż wśród mieszkańców wsi, aż do lat 50-tych XX wieku, żywa była legenda o szlacheckim pochodzeniu dawnych mieszkańców Strachociny (a przynajmniej ich części). Według legendy, powszechnie powtarzanej, wieś była niegdyś zamieszkała przez szlachtę zagrodową. Niestety, żadnych bezpośrednich dowodów na prawdziwość legendy, czy to w postaci dokumentów, czy to w naturze (nagrobki na cmentarzu, wygląd domów, pamiątki materialne, obrazy, sygnety, broń, itp.), nie ma. Być może kataklizmy, jakich doświadczyła Strachocina (i cała Polska) w XVII w., przyczyniły się do zatarcia śladów, do zniszczenia dokumentów dotyczących pierwotnej warstwy szlacheckiego osadnictwa we wsi, a późniejsi przybysze szlacheckiego pochodzenia potracili dokumenty w zawieruchach wojennych, nierzadko cudem ratując swoje życie. Miarą kłopotów jakich przysparza w dziedzinie dokumentów Strachocina może być wspomniana już sprawa udokumentowania miejsca urodzin Św. Andrzeja Boboli. A przecież pochodził on z rodziny dzierżawców folwarku w Strachocinie, Bobolowie byli znaną w Małopolsce (Leliwici!), senatorską, rodziną. Tym bardziej trudno o dokumenty tyczące szaraczków zagrodowych.
Do zatarcia śladów szlacheckości mogło się walnie przyczynić rozporządzenie cesarza Józefa II wydane krótko po tym (w 1775 roku), jak tereny dawnej Małopolski stały się Galicją i weszły po I rozbiorze w skład monarchii habsburskiej. Rozporządzenie, formalnie mające dostosować sytuację prawną w nowo-przyłączonej prowincji do praw obowiązujących w reszcie monarchii, zobowiązywało szlachtę polską do udokumentowania swojej szlacheckości, początkowo, do 1788 r., przed Sądami Grodzkimi, później, do 1817 r., przed Wydziałem Stanu. Po udokumentowaniu szlachcic dostawał dyplom szlachectwa (patent) i był wpisany do "Metryk szlachty galicyjskiej". Rozporządzenie to było dobrze przemyślanym ciosem w polskość przyłączonych ziem, której podporą była przede wszystkim szlachta. Chodziło o szybkie zintegrowanie Galicji z resztą cesarstwa. Tutaj trzeba podkreślić ogromną różnicę dzielącą Polskę od reszty Europy w kwestii stanu szlacheckiego. Ilość szlachty w Polsce była ogromna, stanowiła ona, średnio w całym kraju, ponad 10% społeczeństwa, podczas gdy na zachodzie Europy był to ułamek procenta (we Francji 0,1% !). Ta duża część społeczeństwa miała pełnię praw obywatelskich, wysoką świadomość narodową i obywatelską, poczucie wolności i współdecydowania o swoim państwie. To wszystko tyczyło w ogromnej większości ludzi ubogich lub bardzo ubogich, ponad 90% szlachty to była szlachta zagrodowa i "gołota" szlachecka (tj. nie posiadająca żadnego majątku nieruchomego) i nie mogło pasować do porządków obowiązujących w państwach zaborczych.
Udokumentowanie swojego szlachectwa przed sądem wymagało przedstawienia wywodu genealogicznego, herbu oraz dowodu na to, że rodzina od 150 lat posiadała w Rzeczpospolitej dobra ziemskie. W praktyce, dla ogromnej ilości uboższej szlachty okazało się to niezmiernie trudne, a dla biednej szlachty zagrodowej, schłopiałej., posiadającej maleńkie gospodarstwa, na których własnymi rękami ciężko harowała, prawie że niemożliwe. Tym bardziej niemożliwe w wypadku dzierżawy małego gospodarstwa od właściciela folwarku. Ogromne trudności napotykało uzyskanie odpowiednich dokumentów. Trzeba tu zaznaczyć, że praktycznie nigdy nie istniały w Rzeczpospolitej spisy szlachty, dokumenty potwierdzające dotychczasowe szlachectwo mieli nieliczni, ci którzy ze swojego szlachectwa musieli się tłumaczyć i przeprowadzali tzw. "wywód szlachectwa" przed sądem (był to proces kłopotliwy i kosztowny, zdarzający się najczęściej wśród szlachty średniozamożnej, która pretendowała do urzędów ziemskich, raczej niespotykany wśród szlachty zagrodowej). Metryki i inne dokumenty stwierdzające tożsamość były często niemożliwe do uzyskania, przepadły w zawieruchach wojennych, szczególnie w przypadkach gdy miejsca pochodzenia znalazły się poza granicami kraju. Duża część osób pochodzenia szlacheckiego nawet nie próbowała ubiegać się o uzyskanie legitymacji swojego szlacheckiego statusu. Podobnie ogromne perypetie z dokumentowaniem swojego szlachectwa miała także szlachta polska kilkadziesiąt lat później w zaborze rosyjskim, kiedy, po upadku powstania styczniowego, wydano tam tego typu przepis. Charakterystyczna jest z tego okresu anegdota o odpowiedzi szlachcica zagrodowego udzielonej rosyjskiemu urzędnikowi - "czy dąb musi dokumentować w lesie, że jest dębem, przecież to widać".
Proces weryfikacji stanu szlacheckiego w Galicji szedł opornie, termin zakończenia akcji, początkowo określony na pół roku, był wielokrotnie przedłużany, formalnie został ostatecznie określony na koniec roku 1788 roku, ale w praktyce trwał aż do 1817 roku. Z biegiem czasu wprowadzano pewne ułatwienia w składaniu dowodów (m.in. zeznania świadków), ale nie zmieniło to w zasadniczy sposób sytuacji. Rozporządzenie cesarza praktycznie pozbawiło szlachectwa prawie całą szlachtę zagrodową i ogromną większość "gołoty" szlacheckiej (wśród tej, część miała odpowiednie dokumenty, np. przodkowie pełnili jakieś urzędy ziemskie), czyli w Galicji szacunkowo blisko 90% szlachty (w Galicji pod koniec XVIII w. mieszkało ok. 2,6 ml mieszkańców, z tego ponad 200 tys. szlachty, tj. ok. 40 tys. rodzin szlacheckich, w urzędowych "Metrykach szlachty galicyjskiej" znalazło się niewiele ponad 4 tys.). Ogromną ilość szlachty zagrodowej cesarskie rozporządzenie degradowało do warstwy chłopskiej.
Warto nadmienić, że w Ziemi Sanockiej zaścianki szlacheckie nie były rzadkością (jeszcze więcej ich było w ziemi przemyskiej, pisze o tym Jan S. Bystroń w "Nazwiskach polskich" - W-wa 1993), a pojedynczy przedstawiciele ubogiej szlachty mieszkali w dużych ilościach we wsiach i miasteczkach Ziemi. Krakowski historyk K. Ślusarek w swoim opracowaniu "Drobna szlachta w Galicji 1772 - 1848" (Kraków - 1994, Wydawnictwo "Księgarni Akademickiej") podaje aż 43 miejscowości w Ziemi Sanockiej, w których mieszkała szlachta zagrodowa lub "gołota" szlachecka. Najsłynniejszym zaściankiem w okolicy była Dobra nad Sanem, leżąca w prostej linii 14 km od Strachociny, w której pod koniec XVIII wieku mieszkało blisko 150 rodzin szlacheckiego rodu Dobrzańskich (218 mężczyzn w 1824r.). Część rodzin Dobrzańskich, posiadająca dokumenty królewskie, podjęła trud weryfikacji swojego szlachectwa, w latach 80-tych XVIII w. uzyskało weryfikację ponad 70-ciu przedstawicieli klanu Dobrzańskich (m.in. Józef Dobrzański, syn Stanisława i Teresy z Piotrowskich). Z Dobrej wywodzili się przodkowie majora Henryka Dobrzańskiego, "Hubala", bohatera z okresu II wojny światowej (Hubal to przydomek jednej z gałęzi Dobrzańskich). Inne, wymienione w opracowaniu w okolicy Strachociny zaścianki, mniej liczne niż Dobra, to zaścianki w miejscowościach Olchowce, Bukowsko, Łodzina, Mrzygłód, Nowosielce, Falejówka i, co najciekawsze, w Pakoszówce, w najbliższym sąsiedztwie Strachociny (w 1799 roku mieszkało tam 12 rodzin szlacheckich). Nie ma w tym wykazie Strachociny, ale wydaje się to zrozumiałe gdy bliżej przyjrzymy się wykazowi - otóż są to wioski leżące na terenach etnicznie ruskich (ukraińskich), tam gdzie szlacheccy mieszkańcy byli Polakami lub na tyle spolonizowanymi Rusinami, że wyraźnie czuli swoja odrębność od rusińskiego otoczenia, nie "schłopieli". Sytuacja na terenach etnicznie polskich była inna, tym bardziej we wsiach "królewskich", gdzie mieszkańcy z natury, także chłopi, czuli się kimś lepszym niż chłopi z wiosek prywatnych, i różnica pomiędzy szlacheckimi i nieszlacheckimi mieszkańcami, żyjącymi przez wieki obok siebie w tych samych warunkach, prawie zupełnie się zatarła. Szlacheccy mieszkańcy na tych terenach zapewne nie demonstrowali swojej szlacheckości, nic to realnego nie dawało, a mogło być powodem przykrości wśród chłopskiego otoczenia. Przykładem na poparcie tego, że wykaz nie obejmuje wszystkich miejscowości w których mieszkała szlachta zagrodowa mogą być Popiele, leżący w najbliższej odległości od Strachociny przysiółek Jurowiec zamieszkały jeszcze na początku XIX w. w całości przez szlachecki ród Popielów herbu Sas. Nie ma tej miejscowości w wykazie K. Ślusarka, a wiadomość o Popielach i ich szlacheckości jest pewna, informacja o tym zachowała się, ponieważ wszyscy sprzedali swoje gospodarstwa i wynieśli się na wschód, co stało się wydarzeniem w okolicy.
O szlachcie zagrodowej w Ziemi Sanockiej pisze także znawca historii tej ziemi Tadeusz Andrzej Olszański w swoim przewodniku po Bieszczadach (Pruszków- Olszanica 1997): "Obok Łemków i Bojków mieszkali dość liczni Polacy, szczególnie w okolicach Sanoka i Leska,.... , ....byli to przedstawiciele tzw. szlachty zagrodowej, rozproszeni niewielkimi gniazdami aż po połoniny". Należy zaznaczyć że, podobnie jak Dobrzańskim, części galicyjskiej szlachty zagrodowej udało się uzyskać zatwierdzenie swojego szlachectwa, m.in. Baczyńskim, Berezowskim, Hoszowskim, Ilnickim. Jak już wspomniano powyżej, były to głównie zaścianki szlachty polskiej (lub rusińskiej ale spolonizowane) na terenach etnicznie ruskich (ukraińskich), na terenach etnicznie polskich były to bardzo rzadkie przypadki. Szlacheckie tradycje w Ziemi Sanockiej przetrwały do XX wieku. W latach 20-tych w samym powiecie sanockim, według szacunków, mieszkało ok. 4 tysięcy rodzin szlacheckiego pochodzenia (tj. ok. 20 tys. ludzi na 114 tys. mieszkańców powiatu). W latach 30-tych XX wieku władze polskie (m.in. gen. Tadeusz Kasprzycki, minister spraw wojskowych w latach 1934-39) wspierały kultywowanie szlacheckich tradycji na terenach zamieszkałych przez Rusinów (Ukraińców). Tradycje te sprzyjały szybszej asymilacji i integracji z państwem polskim miejscowej ludności. W 1936 roku utworzono Komitet ds. Szlachty Zagrodowej Podkarpacia, który w rok później doprowadził do powołania we Lwowie Związku Szlachty Zagrodowej (w 1939r. liczył on 41 tys. członków). Na Podkarpaciu istniał autonomiczny oddział Związku, bardzo liczny. Nie ma jednak żadnych informacji żeby do niego należeli Strachoczanie. Jak już wspomniano, akcja ta była organizowana na terenach etnicznie ukraińskich, Strachocina leżała poza ich obrębem. W przypadku Strachociny sytuacja mogła być dodatkowo sprzyjająca utracie szlacheckiej tożsamości. Zapewne nie była ona nigdy typowym zaściankiem, domniemana szlachta mieszkała przemieszana z innymi mieszkańcami, co sprzyjało integracji całej wiejskiej społeczności. Jednak ślady szlacheckiej świadomości przetrwały w niektórych rodzinach aż do czasów współczesnych.
Wspomniana już wcześniej legenda, przekazywana w Strachocinie z pokolenia na pokolenie m.in. w rodzinach Dąbrowskich, Radwańskich i Piotrowskich, mówi o czterech rycerzach ze Śląska sprowadzonych przez Strachotę do obrony przed awanturniczym sąsiadem Pakoszem z Pakoszówki. Prawdopodobnie byli to protoplaści dzisiejszych Radwańskich, Piotrowskich, Błażejowskich, Dąbrowskich, Winnickich, Klimkowskich i innych mieszkańców wsi. Należy się domyślać, że Strachota zrobił to w porozumieniu z lokalnym zarządcą królewszczyzn (Strachocina była wsią królewską), może z Fryderykiem Myssnarem, kasztelanem sanockim, który także prowadził ciągłe wojny z Pakoszem. Przybysze (albo ich przodkowie) pochodzili prawdopodobnie z terenów północnej Polski, pustoszonych przez najazdy krzyżackie (Kujaw, Ziemi Dobrzyńskiej lub północno-wschodniej Wielkopolski, tzw. Pałuk). Tłumaczyłoby to zbieżności starej gwary strachockiej z gwarami tamtych odległych terenów, a zarazem różnicę w zestawieniu z gwarami najbliższej okolicy. Na Śląsku, skąd wg legendy przybyli, mogli przebywać tylko czasowo. W połowie XIV w. Śląsk był krainą bardzo bogatą, a przy tym składał się z dużej ilości udzielnych księstewek, których władcy utrzymywali zbrojne oddziały potrzebne do ochrony szlaków handlowych i do wzajemnych wojen. Dla drobnego rycerstwa z północnej Polski, pozbawionego majątków, było to atrakcyjne zajęcie. Jednak już pod koniec XIV w., kiedy cesarz Karol IV zdecydowanie ograniczył niezależność Śląska i zaprowadził tam swoje porządki, zaciężni rycerze stali się tam zbędni i musieli ruszyć na wschód po nowe przygody i majątki. Zresztą ruch ludności ze Śląska na teren Ziemi Sanockiej był w drugiej połowie XIV w. powszechny, o powszechności nazwisk niemieckich na terenie Dołów Sanockich już wspominano.
Bezpośrednich dowodów na prawdziwość legendy o szlacheckim pochodzeniu mieszkańców Strachociny, jak już wspomniano, nie ma żadnych, ale istnieje wiele okoliczności które ją uwiarygodniają. Jedną z nich są strachockie nazwiska. Takiego zestawu nazwisk jak w Strachocinie nie ma w żadnej okolicznej (w bliższej i dalszej okolicy) wiosce. Interesujące, że wszystkie te nazwiska (istniejące na przestrzeni wieków w Strachocinie, niektóre już dawno zaginęły), a więc Adamscy, Bańkowscy, Błażejowscy, Boreccy, Buczkowscy, Bukowscy, Dąbrowscy, Gawłowscy, Gorliccy, Heleńscy (dawniej Chylińscy) Hoszowscy, Klimkowscy, Kozłowscy, Krupińscy (Krupiccy), Kucharscy, Kuźniarscy, Kwiatkowscy, Lewiccy, Lisowscy, Michalscy, Mieleccy, Osękowscy, Piotrowscy, Pawłowscy, Pączkowscy, Radwańscy, Rogowscy, Samborscy, Sidorowscy, Skubieńscy, Starzyńscy, Szafrańscy, Szaniawscy, Szczepańscy, Szymańscy, Winniccy, Wodziccy, Wysoccy, Wróblowscy, Woytowicze, znajdują się w "Zbiorze nazwisk szlachty" opracowanym w II połowie XVIII w. przez Piotra Nałęcz-Małachowskiego na podstawie dostępnych mu herbarzy, a także innych źródeł (kroniki, metryki koronne, konstytucje sejmowe i sejmikowe, akta grodzkie itp.).
Powyższy fakt jest tym bardziej uderzający, że w ww. "Zbiorze" nie ma wielu popularnych w Polsce nazwisk ze "szlachecką" końcówką "ski-cki". Przykładowo, konfrontacja książki telefonicznej miasta Krosna (dawnej stolicy województwa) ze "Zbiorem" wykazuje, że w "Zbiorze" znajduje się tylko ok. 63% nazwisk krośnieńskich tego typu (z końcówką "ski-cki"), taka sama próba dla sąsiedniego dla Strachociny Sanoka daje wynik ok. 50%, a dla półmilionowego Gdańska, zaledwie 40%, tzn. zaledwie 40% gdańskich nazwisk kończących się na "ski-cki" to są nazwiska szlacheckie, podczas gdy strachockie nazwiska tego typu są w 100% szlacheckie! Gdańsk jest dobrą miarą odniesienia dlatego, że po wojnie zasiedlony przez przybyszów z całej Polski, dobrze oddaje stosunki średnio-krajowe.
Tutaj należy przypomnieć, że w wieku XVIII, a szczególnie XIX, szeroko był rozpowszechniony proceder "uszlachcania" nazwisk przez chłopów, a jeszcze częściej przez mieszczan. Zjawisko to miało miejsce przede wszystkim w zaborze rosyjskim (w mniejszym rozmiarze w pruskim), w Galicji władze austriackie zabraniały zmiany nazwisk. Jan S. Bystroń w "Nazwiskach polskich" pisze, że na południu Polski, szczególnie w dawnej Galicji, zwłaszcza na wsi, nazwiska mają formę przezwiskową, sufiks "-ski" należy do rzadkości, ogromna większość to są te same nazwiska, które spotykamy w dawnych księgach sądowych. Zmiana nazwiska przez "uszlachcenie" końcówki należy tutaj do bardzo rzadkich wyjątków, nawet przy przejściu do miasta i zawodów urzędniczych czy wyzwolonych. Zupełnie inna była praktyka na północy kraju, gdzie, jak wspomniano, na porządku dziennym było "uszlachcanie" nazwisk. W przypadku Strachociny mamy do czynienia z zupełnie innym fenomenem. Niektóre nazwiska mające kiedyś "szlachecką" końcówkę "-ski" zostały jej z biegiem czasu pozbawione. Z pewnością stało się tak z Buczkowskimi, którzy stali się Buczkami, Szczepańscy stali się Berbeciami a Pączkowscy stali się Pączkiewiczami i w końcu Pączkami. Prawdopodobnie także Adamscy stali się Adamiakami (część Adamiaków przybyła zapewne z Pakoszówki, Adamscy zostali "dołączeni" do nich), a część Rogowskich stała się Kiszkami. Prawdopodobnie powyższe działania to wynik swobodnej twórczości księży prowadzących "Księgę metrykalną", po prostu zapisywali oni pospolite przezwiska noszone przez mieszkańców na co dzień, tworząc z nich nazwiska.
Tak dużą różnorodność nazwisk "szlacheckich" w Strachocinie można tłumaczyć różnymi przyczynami. Jedną jest późne powstanie nazwisk, w wieku XV a nawet XVI, tak że potomkowie czterech rycerzy mogli być w tym czasie już bardzo liczni. Wydaje się, że mogli oni przejmować nazwiska co znamienitszych domów w Ziemi Sanockiej. Mieszkając blisko Sanoka, miejsca odbywania sejmików ziemskich, byli oni szczególnie wdzięcznym obiektem dla zabiegów ze strony możniejszych "patronów", w celu pozyskania strachockich "kresek" przy wyborach na deputatów czy na urzędy ziemskie, a także przy uchwalaniu różnych rozporządzeń ekonomicznych regulujących życie gospodarcze Ziemi Sanockiej. W Sanoku odbywały się ("odprawiały") sejmiki gospodarskie i deputackie (wybierające przedstawicieli do trybunałów sądowych) Ziemi, sejmiki poselskie (wybierające posłów na sejm Rzeczpospolitej) i relacyjne dla całego województwa ruskiego (tzw. generały) odbywały się w Sądowej Wiszni koło Lwowa, ale oficjalnych przedstawicieli na "generał" w Sądowej Wiszni wybierano także w Sanoku. W sejmiku ziemskim miała prawo brać udział cała szlachta, ale nie każdego było stać na podróż z odległej miejscowości, z niedalekiej Strachociny było to zaledwie 2 godziny drogi. Przejmowanie nazwisk i herbów przez drobną szlachtę, ("klientelę") od swoich "patronów" było w Polsce bardzo częste. Tutaj należy podkreślić, że zdecydowana większość strachockich nazwisk ma odpowiedniki w "Poczcie szlachty galicyjskiej" (Lwów, 1857 r.). Świadczy to o tym, że była w wiekach XV - XVII w okolicach bogata szlachta (tylko taka znalazła się w galicyjskim "Poczcie") o tych nazwiskach, prawdopodobnie także o tych brakujących, tyle że ci ostatni wyprowadzili się lub wymarli w Galicji przed końcem XVIII wieku.
Wydaje się jednak, że bardziej przekonujące wyjaśnienie tak dużej ilości "szlacheckich" nazwisk w Strachocinie nasuwa się po lekturze, wspominanej już, pracy prof. Stanisława Rymara "Haczów, wieś ongiś królewska" (Kraków, 1962) wydanej z okazji 600-lecia Haczowa (Haczów leży w odległości ok. 13 km na zachód od Strachociny, wielokrotnie przywoływane dane dotyczące Haczowa pochodzą z tej pracy). Pisze on:"...Jest spora liczba nazwisk szlacheckich, że byli w Haczowie po owych dziejowych zawieruchach szlacheccy chudopachołkowie, na to są dowody. Golińska, Rogowski, Staniszewski, Kazanowski, Bielecki,...,...są to nazwiska szlacheckie, biedoty-gołoty, która do Haczowa przybyła ratując życie, z innych stron. Jeden z poborów z okresu panowania Jana III podaje wręcz o takim szlachcicu który komorą siedzi i pługa własnego nie ma...". Owe dziejowe zawieruchy to nic innego jak wojny XVII w., najazdy tatarskie, powstania kozackie i "potop" szwedzki. Jeżeli do Haczowa, wsi co prawda bogatej, ale jednak chłopskiej, ściągała szlachta zubożała podczas wojen, to tym bardziej w Strachocinie, wsi królewskiej, przynajmniej częściowo zamieszkałej przez szlachtę zagrodową, musiała się chętnie osiedlać. Poza tym Strachocina leżała bliżej jej ojczystych stron, tuż na skraju obszaru etnicznie polskiego. To może tłumaczyć tak dużą liczbę nazwisk, byli to nowi przybysze, którzy osiedli w Strachocinie później, po wielkich spustoszeniach XVII wieku, ale zasadniczy zrąb tego "zaścianka" mógł mieć rodowód starszy. Warto tu przypomnieć informację Franciszka Leśniaka z monografii Sanoka ("Sanok. Dzieje miasta" - Kraków 1995r.) o tym, że w drugiej połowie XVII wieku w Strachocinie była "większa liczba" dzierżawców, co oznacza, że Strachocina nie należała do jednego "pana", lecz składała się z kilku lub kilkunastu niezależnych posiadłości. Tej "ewakuującej" się ze wschodu szlachty było w tym czasie dużo, pod koniec XVI wieku na Ukrainę, do dóbr Wiśniowieckich, Ostrogskich, Koniecpolskich, emigrowało mnóstwo drobnej szlachty z zachodniej części ówczesnej Polski (głównie z Mazowsza i Podlasia). Służyła ona w wojskach prywatnych, tworzyła warstwę urzędników dworskich w posiadłościach magnackich, lub tworzyła często tzw. szlachtę lenną, tzn. dzierżawiła ziemię od magnatów. W czasie wojen kozackich wszyscy ci szlacheccy chudopachołkowie, bezdomni, zrujnowani, nie mieli gdzie wracać, więc szukali szczęścia w pogranicznych ziemiach, gdzie mieli zapewniony przynajmniej bezpieczny (w miarę) byt. Także z terenów bliższych Strachocinie, z dawnej Rusi Czerwonej (województwa ruskiego), gdzie drobna szlachta (często pochodzenia ruskiego ale mocno spolonizowana) była bardzo liczna i zamieszkiwała w sposób zwarty całe wsie, ciągnęły na zachód ogromne tłumy uciekinierów w obawie przed zemstą Kozaków i "czerni". Pojedynczy zubożali przedstawiciele okolicznej szlachty osiedlali się w Strachocinie także później, w XVIII wieku i nawet XIX. Sprzyjała temu wcześniejsza obecność mieszkańców pochodzenia szlacheckiego.
Wersję o dwojakim pochodzeniu "szlacheckich" mieszkańców Strachociny może (ale nie musi!) potwierdzać sprawa herbów. Prawdopodobnie przybysze w XIV wieku mieli już swoje herby (herby w Polsce rozpowszechniły się w XIII -XIV wieku). Później, obierając nazwiska, prawdopodobnie kierowali się kryterium herbowym, wybierali nazwiska swoich "współherbowców". I tutaj widać wyraźnie, że dominują 4 herby, Ślepowron, Radwan, Jastrzębiec i Sas. Herbu Ślepowron są Piotrowscy, Bańkowscy, Klimkowscy, Lisowscy, Pawłowscy, Starzyńscy i Szymańscy (w sumie, w latach 40-tych XXw. było to 55 rodzin), herbu Radwan byli, co prawda, tylko Radwańscy, ale było to 50 rodzin, herbu Jastrzębiec to Adamscy, Dąbrowscy, Heleńscy-Chylińscy, Kucharscy, Rogowscy i Wróblowscy - w sumie 24 rodziny, oraz herbu Sas - Hoszowscy, Kozłowscy, Krupiccy i Winniccy - w sumie 12 rodzin. Inne nazwiska reprezentują pojedynczo różne herby: Błażejowscy i Michalscy herb Trzaska (razem 5 rodzin), Lewiccy, herb Rogala (3 rodziny), Mieleccy, herb Gryf (3 rodziny), Gorliccy, herb Oksza (1 rodzina), Samborscy, Wysoccy, herb Ostoja (1 rodzina). Tak więc przedstawiciele czterech najpopularniejszych herbów mogliby być potomkami osadników z XIV w. a reszta to przybysze do Strachociny z końca XVII wieku i okresu późniejszego. Słabym punktem takiej hipotezy jest fakt, że z tych czterech herbów jedynie Ślepowron był dość rozpowszechniony na terenie Kujaw i ziemi dobrzyńskiej (chociaż ogromna większość szlacheckich rodzin Ślepowrończyków to mieszkańcy Mazowsza i Podlasia), a herb Sas uważany jest wręcz za herb pochodzenia węgierskiego i występował głównie na Rusi Czerwonej. Oczywiście, nie można wykluczyć zmian zarówno nazwisk jak i herbów, zdarzało się to nawet jeszcze w XVII w. wśród bogatej szlachty, tym bardziej mogło się zdarzyć wśród szaraczków szlacheckich nie przywiązujących tak wielkiej wagi do swojego szlachectwa i rodowej tradycji.
Herby strachockiej szlachty |
|||
Ślepowron Bańkowscy, Klimkowscy, Lisowscy, Pawłowscy, Piotrowscy, Starzyńscy, Szymańscy |
Radwan Radwańscy |
Jastrzębiec Adamscy, Dąbrowscy, Heleńscy (Chylińscy), Kucharscy, Rogowscy, Wróblewscy |
Sas Hoszowscy, Kozłowscy, Krupiccy, Winniccy |
Trzaska Błażejowscy, Michalscy |
Rogala Lewiccy |
Gryf Mieleccy |
Ostoja Samborscy, Wysoccy |
W miejscowej tradycji opis herbów przechował się bardzo fragmentarycznie, bez szczegółów, a i to można podejrzewać, że wiadomości były wtórne, czerpane z herbarzy, a nie z "natury" (w latach 50-tych XX wieku mówiła o nich m.in. nauczycielka Janina Radwańska na lekcjach języka polskiego, osoba wtedy bardzo młoda).
Co ciekawe, tradycja ta podawała, że herbem Piotrowskich nie był np. Ślepowron, a srebrna strzała na złotym (albo czerwonym - ?) polu. W żadnym z popularnych herbarzy tak opisany herb, dla rodziny Piotrowskich nie występuje. Dopiero niedawno, piszący te słowa przekonał się, że nie jest to jakaś konfabulacja. Taki herb istnieje. Nosiły go rodziny Piotrowskich tatarskiego pochodzenia, potomków kniazia Iwaszki, wnuka tatarskiego księcia (mirzy) Najman-Bega.
Zagadkowa sprawa występuje już na samym początku dziejów Strachociny. Dlaczego Fryderyk Myssnar w swoim dokumencie z 1390 r. w Strachocinie wymienia "kmieci i mieszkańców" (...cmetones singuli et incolae in Strachocina ...). Kto to są ci "mieszkańcy"? Z pewnością nie komornicy ani nie zagrodnicy (hortulanes), bo ci nie mieli obowiązku dawać dziesięciny. Prawdopodobnie była to jakaś grupa właścicieli ziemi nie będąca kmieciami, a więc nie podległa bezpośrednio właścicielowi Strachociny (starostwu w Sanoku), późniejsza szlachta zagrodowa. Byli oni zobowiązani jedynie do składania dziesięciny Kościołowi, tak jak sołtysi, właściciele folwarku. Należy podkreślić, że "mieszkańcy" (incolae) wymienieni są tylko w Strachocinie, ani w Pakoszówce u Pakosza, ani w Kostarowcach czy w Meszewie nie występują. Być może także sprawa lokalizacji kościoła w Strachocinie i uposażenie go w Kostarowcach przez Fryderyka Myssnara ma też coś wspólnego ze statusem mieszkańców Strachociny. Gdyby Strachocina była "regularną" wsią kmiecą, prawdopodobnie nie stałaby się miejscem fundacji kościoła, była zbyt mała, odległość do kościoła w Sanoku nie była zbyt duża jak na owe czasy. Obecność we wsi wolnych "władyków" mogła o tym zadecydować, podobnie jak o zapisie Fryderyka Myssnara.
O szlacheckim rodowodzie mieszkańcy Strachociny wspominali ciągle przy każdej okazji. Mówił na ten temat prof. ks. Piotr Lisowski, Strachoczanin, z okazji 600-lecia Strachociny. Na lekcjach j. polskiego i historii opowiadała o tym dzieciom w latach 50-tych, wspomniana już nauczycielka, Janina Radwańska (a trzeba przypomnieć, że nie był to szczególnie sprzyjający okres na takie rozmowy). Ona także podawała opisy, bardzo niedokładne, herbów. Dużo szczegółów na ten temat znał, nieżyjący już, Tadeusz Dąbrowski,
wnuk długoletniego wójta Strachociny, Macieja Dąbrowskiego, prawnuk innego wójta, Jakuba Winnickiego. Był on skarbnicą wiadomości o Strachocinie i jej historii. Pochodził z rodziny w której niezwykle żywe były legendy i tradycja rodzinna, w jego żyłach płynęła krew Dąbrowskich, Winnickich, Piotrowskich, Radwańskich, Kucharskich i Lisowskich.
Znamienne jest, że w rodzinach Piotrowskich, a także Radwańskich, Dąbrowskich, Kucharskich, nie zachowała się do początków XX wieku pamięć o odrabianiu pańszczyzny, a przecież jeszcze żyli w tych rodzinach starsi ludzie, którzy pamiętali lata 40-te XIX wieku. Także przebieg "rabacji galicyjskiej" w 1846 r. w Strachocinie był dość nietypowy. Na miejscowy dwór napadają chłopi z innych wsi, właściciele jego chronią się u miejscowych chłopów, którzy na dokładkę bronią dwór przed zniszczeniem! Jakie to nietypowe. Dobre stosunki pomiędzy mieszkańcami wsi a właścicielami folwarku, oparte o wzajemny szacunek, były w Strachocinie regułą.
Świadomość szlacheckiego pochodzenia u mieszkańców przejawiała się często w formie wzajemnych złośliwych żartów. Często mawiano do innych: "jaka z ciebie szlachta, z tyłu wór a z przodu płachta" (chodzi o aluzję do noszenia własnoręcznie worków na plecach, co się bogatej szlachcie nie zdarzało, a także do własnoręcznego ręcznego siewu z "płachty") lub "jesteś szlachcic herbu bruzda na tyłku". Jednak uparcie mówiono o szlachectwie. W niektórych rodzinach starano się kojarzyć małżeństwa w kręgu "szlacheckim (nie było to powszechne, już na początku XVIII w. wiele jest małżeństw "mieszanych", wieś była jednak mała, mnóstwo było krewniaków, poza tym w grę zaczęły wchodzić sprawy majątkowe), tradycja ta zachowała się aż do lat 50-tych XX wieku.
Jakimś dalekim echem szlacheckiego pochodzenia Strachoczan mógł być skuteczny ich opór przed kolektywizacją wsi w latach 50-tych. Pisze prof. Janusz Tazbir w "Kulturze szlacheckiej w Polsce", że najbardziej opierały się kolektywizacji wsie - dawne zaścianki szlacheckie, a przecież Strachocina była jedyną wsią w okolicy, która oparła się naciskowi i nie pozwoliła założyć u siebie spółdzielni produkcyjnej. Także specyficzne przywiązanie do ziemi, które wstrzymało Strachoczan od wzięcia udziału w powojennym ruchu migracyjnym na Ziemie Zachodnie, może mieć również źródło w ich pochodzeniu. Później ta bariera została przełamana i Strachoczanie szeroką falą wylali się ze swojego matecznika na świat. Innym przejawem "szlacheckiego" stosunku Strachoczan do życia mogła być ich niechęć do uprawiania handlu i rzemiosła. Wyjątkiem były zawody rzemieślnicze bezpośrednio związane z uprawą roli, jak kowalstwo czy wytwarzanie uprzęży lub wozów konnych. Nie było tutaj żadnych tkaczy, olejarzy czy rzemieślników wytwarzających rzeczy domowego użytku, tak popularnych we wsiach sąsiednich, szczególnie w okolicach Krosna, Brzozowa i Rymanowa.
Ale najbardziej namacalnym śladem "innego" pochodzenia Strachoczan było przede wszystkim ich własne poczucie inności, wyjątkowości, w stosunku do sąsiadów zarówno ze wschodu jak i zachodu. Sprawa ewentualnego szlacheckiego pochodzenia części mieszkańców Strachociny wciąż czeka na wyjaśnienie. Będzie to o tyle trudne, że (jak już wielokrotnie wspominano) w zawieruchach dziejowych zaginęły dokumenty i pamiątki. Być może gdzieś w archiwach Sanoka, Przemyśla, Rzeszowa, Krakowa czy Warszawy spoczywa klucz do tej zagadki.
|