Abyście byli jedno
Kościół w liturgiczne święto św. Andrzeja Boboli, dzięki słowom Ewangelii wprowadza nas do Wieczernika, przypominając ten moment, gdy Chrystus modli się do Ojca, o jedność wśród swoich wyznawców. Ten tekst z Ewangelii oczytany przed chwilą nas nie dziwi, gdyż patron dnia św. Andrzej, to męczennik podzielonego Kościoła.
Dlatego warto w dniu dzisiejszym głębiej zamyśleć się nad wszelkimi podziałami wśród ludzi, które zawsze są niebezpieczne, bo do końca nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie będą ich konsekwencje.
Jezus we Wieczerniku za swoich uczniom modli się o jedność, gdyż wie, że szczególnie podziały na tle religijnym są bardzo niebezpieczne, bo stwarzają warunki do powstawania fanatycznych zachowań. Zresztą sam tego doświadczył, podczas publicznej działalności, kiedy to nie raz szukano sposobności, aby Go zabić. A jeszcze bardziej tego fanatyzmu religijnego doświadczy podczas Swojej męki.
Dlatego w tak ważnym momencie, gdy zbliża się rozstanie z najbliższymi, nie prawi im pięknych konferencji o jedności, ale zanosi modlitwę do Ojca, prosząc w niej o jedność wśród Swoich wyznawców. W ten sposób daje świadectwo, że jedność między ludźmi jest dziełem łaski, o którą trzeba Ojca niebieskiego prosić.
Jedność, o którą modli się Jezus ma być jednością ewangelizacyjną. Aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.
Ma być jednością duchową. Aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie!
Ma być jednością miłości, … żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.
Ma być jednością zbawczą. Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata.
Do tak rozumianej jedności, nie można dojść dzięki ludzkim wysiłkom. Taką jedność między ludźmi – czyni Bóg. Jezus dobrze to wie, dlatego prosi Ojca o tę łaskę dla swoich uczniów.
Ale, mimo tej żarliwej modlitwy, uczniowie Jezusa nie zachowali jedności. Podzieli chrześcijańską religię na dwa (Kościół Wschodni i Kościół Zachodni), a potem na trzy wyznania (prawosławne, protestanckie i katolickie).
Kościół podzielony zastał Andrzej Bobola. I co, czyni?
Pracuje na rzecz pojednania, podzielonych chrześcijan. Pracuje z wielką gorliwością i oddaniem. Ma świadomość, że tak być nie powinno i być nie może. Skoro Chrystus prosił na modlitwie Ojca, aby Jego wyznawcy byli jedno, to tej jedności trzeba szukać, mimo podziałów i dla niej pracować. Ojciec Andrzej wierzył, że jedność chrześcijan jest możliwa, ale by ją przywrócić, wie, że ktoś musi podjąć pracę na rzecz pojednania.
Więc podejmuje. I co się dzieje?
Ma piękne osiągnięcia w tej dziedzinie. A ma dlatego, ponieważ swoim pomysłem duszpasterskim i ewangelizacyjnym przerasta czas swojej epoki. Środki, które stosuje są bardzo proste, ale jakże skuteczne. To on, polski jezuita z prowincji wileńskiej, jak Chrystus idzie do ludzi i poświęcić im czas. Ewangelizuje swoją obecnością i dostrzega, że ten środek bardziej do ludzi przemawia, niż wzniosłe głoszone z patosem kazania. A okazywane im serce, zrozumienie i świadczona miłość – kruszy nawet najbardziej zagubionych i grzesznych ludzi. W swej pracy misyjnej ceni człowieka i nad nim się pochyla, szukając w nim dobra. Nie przeszkadza mu w pracy przynależność do różnych wyznań. Stąd szybko znajduje uznanie u wszystkich. A wieść niesie, że kapłan Bobola, duszochwatem się staje. Chrześcijanie dzięki pracy ojca Andrzeja znowu są jedno.
I gdy wszystko było na dobrej drodze, aby wyznawcy Chrystusa byli jedno, zagrożeni utratą swoich owieczek prawosławni popi, wpierw podejmują się dyplomatycznych działań i przestrzegają, że to może się źle skończyć. A, gdy Bobola nie ustaje w jednoczeniu chrześcijan w jednym Kościele, podejmują kroki bardziej drastyczne i zdecydowane, wykorzystując w tym celu Kozaków, którzy 16 maja 1657 roku, napadają na kapłana Bobolę i wpierw go zastraszają, oczekując zaniechania takiego duszpasterstwa, proponując wyparcia się katolicyzmu, a gdy, to nie skutkuje – zaczynają go torturować. Przywiązują do płotu i biją. Następnie ciągną jego ciało przywiązane do koni kilka kilometrów do Janowa Polskiego (teren dzisiejszej Białorusi). Tam go przesłuchują i żądają zaprzestania odwiedzania wyznawców prawosławia. A, gdy ojciec Bobola odmawia, zaczyna się wyrafinowane katowanie niewinnego kapłana w rzeźni zwierzęcej.
Papież Pius XII w encyklice o św. Andrzeju Boboli napisał: Wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które bohater Chrystusowy z niezłomnym męstwem i nieugięta wiarą przecierpiał. I przywołuje Papież te cierpienia, których doświadczył Bobola. Bicie kijami, wybicie oka, zdartą skórę z ciała i głowy, obcięty nos, uszy, wargi i wyrwany język. Zaznaczył też w tymże dokumencie, że: jest naszym gorącym pragnieniem, żeby wszyscy po całym świecie uczestnicy chlubnego miana katolików …. pobożnym sercem i umysłem rozważyli jego męczeństwo i jego świętość. Nie chcemy więc pominąć tej pamiętnej chwili, która złotymi zgłoskami zapisana jest w rocznikach Kościoła….
Gdy dziś podejmujemy się refleksji na temat jedności w Kościele, to między innymi dlatego, że dostrzegamy w dzisiejszych czasach niebezpieczne zachowania niektórych ludzi, które zagrażają jedności w Kościele, albo tą jedność niszczą. Te zachowania ujawniają się w wielu państwach. Mają one miejsce także i w Polsce. Te podziały chrześcijan w naszej Ojczyźnie wynikają z sytuacji politycznej i społecznej. Ujawniają się one przy każdych wyborach parlamentarnych, czy prezydenckich. I to choć smuci, to nie dziwi.
Ale boleć musi, że ten podział chrześcijan w Kościele ujawnił się
- przy krzyżu na Krakowskim Przedmieściu
- wobec Radia Maryja i TV TRWAM
- w kwestiach moralnych, które w świetle nauki Kościoła nie powinny budzić wątpliwości.
Boleć musi, że brak tej jedności dostrzega się wśród samej hierarchii Kościoła.
Boleć musi brak jedności w wielu parafiach między kapłanami a wiernymi.
Boleć musi brak jednomyślności w fundamentalnych sprawach moralnych dotyczących życia, małżeństw, metody in vitro, czy środków antykoncepcyjnych.
Boleć musi, brak akceptacji wśród wielu kapłanów dla Akcji Katolickiej, która jest urzędem ludzi świeckich w parafii.
I tak można by przywoływać wiele spraw, gdzie ten brak jedności się uwidacznia. Ale nie chodzi o to, by go dostrzegać, ale szukać rozwiązania tych spraw, które nas dzielą.
I tutaj wiele możemy się uczyć od św. Andrzeja. On żył w czasach, które charakteryzowały się, jak dzisiejsze też różnymi podziałami. Ale on wobec tych podziałów nie był obojętnych. Ojciec Bobola podjął konkretne działania, aby zagubioną jedność – przywracać. I choć wydaje się, że w ocenie ludzkiej przegrał, bo poniósł okrutne męczeństwo, to w rzeczywistości odniósł największy tryumf.
Bóg pozwolił mu zainicjować kult w Kościele, dzięki objawieniu się w Pińsku w 45 lat po swojej śmierci. Wszystko, co powiedział rektorowi Marcinowi Godebskiemu było prawdą. Po znalezieniu jego trumny i oddzieleniu jej od innych, przyszedł z pomocą ludziom i miastu. Podobnie zainicjował kult w Strachocinie, gdzie objawiał się proboszczom parafii przez prawie 50 lat. W roku 1987 (25 lat temu) objawiając się kolejny raz obecnemu proboszczowi (ks. prał. Józefowi Niżnikowi) na jego pytanie: kim jesteś i czego chcesz? Odpowiedział: Jestem św. Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie. Dziś, to miejsce jest nowym jego sanktuarium, gdzie wielu ludzi wyprasza sobie potrzebne łaski u Boga za jego przyczyną.
Wobec tego, co usłyszeliśmy, możemy być pewni, że gdy podejmiemy trud jednania ludźmi z Bogiem, ludzi między sobą, to Jezus nam tego nigdy nie zapomni i spełnia się na nas słowa Jezusa: kto Mi służy, uczci go mój Ojciec. Św. Andrzej Bobola potwierdza ta prawdę i w dzisiaj zachęca nas, byśmy włączyli się dzieło budowania jedności. Ale takiej jedności, o którą modlił się Jezus we Wieczerniku. Amen.
Tłem jest trawa pochodząca z widoku na Strachocinę wykorzystanego jako tło strony tytułowej.