Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu

[wtorek XXXIII zw.]

Ap. 3,1-6.14-22

Łk 19.1-10

 

1. Gdy Zacheusz wychodził z domu na spotkanie z Jezusem, na pewno nie spodziewał się tego, co się stało. On chciał tylko Jezusa zobaczyć. To była jego intencja i jedyne pragnienie. Chciał zobaczyć Kogoś, kto w tym czasie był bardzo popularny wśród ludzi. Słyszał o Nim, że to cudotwórca, dobry Człowiek, a niektórzy uważają Go nawet za Boga. Poszedł na spotkanie z Jezusem ze zwykłej ludzkiej ciekawości.

Sam miał złą opinię wśród ludzi. Zresztą i słusznie. Kto dobrze mówi o złodzieju, o bogaczu, który kosztem innych świetnie się bawi. Uchodził w Jerychu za zwierzchnika celników, co w języku biblijnym znaczyło: większego grzesznika w tym mieście nad niego nie było. Prowadził życie, o którym Chrystus powiedział w przypowieści: Boga się nie bał i z ludźmi się nie liczył.

 

2. Ale, choć wiele talentów otrzymanych od Boga, Zacheusz zmarnował, to jednak nie zniweczył wszystkiego. Pozostało w nim dobro, którego mimo grzesznego życia nie zniszczył.

Czym było to dobro?

Niepokój, który nosił w sercu. Nieszczęście, które mu towarzyszyło. Wewnętrzny smutek, którego nie potrafiły usunąć pieniądze, ani żadne bogactwo.

Ten trudny talent – bólu, niepokoju, smutku i cierpienia – stały się bodźcem popychającym Zacheusza do czynu, którego by się nikt po nim nie spodziewał. On, zwierzchnik grzeszników i celników, wychodzi na sykomorę, aby ujrzeć Jezusa. Wychodzi na to drzewo, bo kierują nim tylko ludzkie oczekiwania. Popatrzeć przez chwilę na Niego, a potem zejść z drzewa, by pochwalić się może przed innymi: ja też Go widziałem, patrzyłem na Niego i nic szczególnego w Nim nie zauważyłem.

 

3. Jednak – nie po myśli Zacheusza, przybrało bieg to spotkanie. Jezus go zaskoczył. Tyle ludzi przy drodze, a idący Jezus zatrzymuje się przy sykomorze na której on siedzi, patrzy na niego i mówi: Zacheuszu zejdź prędko, albowiem dziś muszę zatrzymać się w twoim domu.

Nie wiem, co przeżył w pierwszej chwili Zacheusz? Gdy wchodził na sykomorę był człowiekiem anonimowym, a teraz w jednej chwili wszystko się zmieniło. On jest teraz w centrum uwagi tłumu. Wszyscy na niego patrzą. A Jezus mówi: dziś muszę się zatrzymać w twoim domu.

To wszystko przeżywa Zacheusz, jakby sen. Jezus w moi domu? Jezus nawiedzi dom grzesznika? Ale, skoro tak powiedział, to pobiegł do domu, aby się przygotować do powitania, tak wyjątkowego Gościa.

I przychodzi chwila powitania. Wychodzi naprzeciw Jezusa nie z chlebem i solą, nie kwiatami, ale ze słowami: Panie, oto połowę mego majątku rozdaję ubogim, a kogo skrzywdziłem, zwrócę poczwórnie. Jezus słysząc to odpowiedział: Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło.

 

4. O tym wydarzeniu w Jerychu mówi się wszędzie, gdzie są chrześcijanie. I dobrze, że się mówi, bo dzięki temu, co stało się w Jerychu – poznajemy lepiej prawdziwe oblicze Boga, Boga który jest bogaty w miłosierdzie, wnikliwie rozeznaje intencje ludzkich czynów i w godziwy sposób je nagradza.

 

Wydarzenie w Jerychu zwraca też uwagę na oblicze człowieka, szczególnie grzesznego, które znane jest w pełni tylko Bogu.

Czyż nie jest to godne zastanowienia, że do największego grzesznika w Jerychu przychodzi Jezus do jego domu?

Czyż nie budzi refleksji fakt, że Jezus zajmuje się w Jerychu Zacheuszem i poświęca mu czas, a nie innym?

Czyż to wydarzenie nie jest po to, aby zburzyć pewne schematy myślowe, przyzwyczajenia i pomóc przyjąć prawdę: Moje drogi nie są waszymi, ani wasze myśli, Moimi myślami ?

 

 Warto zauważyć, że to wszystko miało miejsce tylko dlatego, że Zacheusz był przy tej drodze po której szedł Jezus. To, ta obecność stała się początkiem dobra, którego nikt się nie spodziewać. Ale, taki jest nasz Bóg. Jeden idzie z Nim na spotkanie, a drugi doświadcza Jego miłości.

Doświadcza tego, czego dzięki Zacheuszowi, doświadczyła cała jego rodzina.

 

5. To wydarzenie, nad którym zatrzymaliśmy się z dzisiejszej Ewangelii, pięknie wpisuje się i nadaje głębszy sens naszemu dzisiejszemu spotkaniu, w tej parafii, podczas którego modlimy się za zmarłych kapłanów z naszego dekanatu jaćmierskiego, a także kapłanów, których spotkaliśmy na drodze naszego życia.

Rodzina kapłańska – to wyjątkowa rodzina w Kościele Chrystusa. Jest to rodzina, którą tworzy sam Pan Bóg, poprzez dar powołań i święceń kapłańskich.

Ale swój udział w naszym kapłaństwie mają także kapłani, których spotkaliśmy na drodze naszego życia. To oni udzielili nam chrztu, przygotowywali do Pierwszej Komunii Świętej, sakramentu bierzmowania, a nie raz pomagali rozeznać nasze powołanie. To dzięki nim rodziliśmy się do kapłaństwa. Rodziliśmy się przez ich kapłańską posługę i ukazywali nam kapłaństwo przez ich kapłańskie świadectwo.

Mam tu na myśli naszych proboszczów, wikariuszy i katechetów. Patrząc na nich uczyliśmy się kapłaństwa. Dziś już wielu nie ma pośród nas. Odeszli do Pana. Więc w tej modlitwie chcemy podziękować Panu Bogu za to, że postawił ich na drodze naszego życia. Chcemy prosić dla nich o radość wieczną.

 

6. Jest w nas świadomość, że Bóg szczegółowo rozliczył ich z tego, jakimi byli kapłanami i kim byli dla nas?

Czy dobrze wykonali swoją misję?

Czy nas nauczyli dobrze przeżywać kapłaństwo? Czy pokazali nam kapłaństwo święte?

Oni już poznali prawdę o sobie, bo zostali z tego osądzeni przez Boga. Nam pozostaje obowiązek modlitwy za nich. Więc to czynimy.

 

Na pewno nie jednemu z nich, to piękne świadectwo – pomogło w otrzymaniu nagrody w niebie.

Ale może byli i tacy, którzy

- nie zadbali o naszą świętość

- nie zatroszczyli się o nasze dobro

- wystarczająco nas nie upominali

- milczeli na nasze słabości

- przymykali oczy na nasze zło

- a może sami źle żyjąc, nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że kiedyś ich zło – nam zamknie drogę do większej gorliwości, świętości życia, czy zaangażowania duszpasterskiego.  

Może wśród tych spotkanych przez nas kapłanów byli i tacy, zapatrzonymi w siebie i zaniedbywali  powierzonych im ludzi. I teraz za to popełnione zło muszą cierpieć, bo od tego komu więcej dano, więcej wymagać się będzie.

 

O tym, że taka jest prawda potwierdza dzisiejszy opis z Apokalipsy: Znam twoje czyny: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły. Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś … A skoro jesteś letni… chcę cię z mych ust wyrzucić…Mówisz: jestem bogaty i wzbogaciłem się i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, biedny, ślepy i nagi… Kto ma uszy niechaj słucha…

Ci, co od nas odeszli już wiedzą jak tam jest. My, zaś chcemy im przyjść  z pomocą. Uważamy w dekanacie, że jest to nasz święty obowiązek: modlić się za swoich poprzedników, kapłanów.

 

Cieszymy się, że w tej modlitwie wy też tu bierzcie udział. Przecież wielu z was, przez wiele lat korzystało z ich posługi duszpasterskiej w dekanacie. Dziękujemy wam za to i wyrażamy wielką naszą radość…

 

7. Jest jeszcze jedna sprawa, która dotyczy nas tu zebranych. Dzięki takim spotkaniom, my sami, dziś pracujący w dekanacie kapłani uwrażliwiamy siebie na odpowiedzialne przeżywanie swego kapłaństwa. Pan do nas dziś też powiedział słowami Apokalipsy: Jeśli nie będziesz czuwać, przyjdę jak złodziej i nie poznasz, o której godzinie przyjdę po ciebie… Oto stoję u drzwi i kołaczę…. Kto ma uszy niech posłyszy. Amen       


Copyright © 2011-2024 EB

Jesteś naszym: 493566 gościem.