Ważne objawienia św. Andrzeja Boboli
Kazanie ks. Józefa Niżnika wygłoszone podczas Mszy św.
w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie
transmitowanej przez Archidiecezjalne Radio Fara
- 16 kwiecień 2007 -
1.Wprowadzenie
Drodzy Czciciele św. Andrzeja BoboliDrodzy radiosłuchacze Radia FARA
Zgromadziliśmy się na wspólnej modlitwie ku czci św. Andrzeja Boboli w
szczególnym miejscu, w sanktuarium Świętego w Strachocinie. Dla wielu z nas tu
zgromadzonych, takie spotkania, jak dzisiejsze wydają się czymś normalnym,
gdyż w 16 dni każdego miesiąca, tu się gromadzimy.Jednak spotkanie 16 kwietnia
każdego roku jest wyjątkowe, gdyż przychodzi nam na myśl wydarzenie z tego dnia
w roku 1702, a więc wydarzenie z przed 305 laty. Wydarzenie jakże ważne w
historii kultu św. Andrzeja Boboli.Z tego też powodu chciałbym dziś podjąć
tematykę związaną z kultem św. Andrzeja, zatrzymując się na trzech ważnych
wydarzeniach z dziejów tego kultu. Dla wielu z was, jak i też dla
radiosłuchaczy to, nad czym się zatrzymam w rozważaniu będzie zaskakujące, a
może nawet i trudne do przyjęcia i uwierzenia.Chcę dziś mówić o trzech
objawieniach się św. Andrzeja Boboli. O pierwszym z roku 1702, o drugim z roku
1819 i o trzecim z roku 1987, które sam osobiście przeżyłem.
2. Pierwsze początkujące kult w Kościele
Andrzeja Boboli zginął 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim /teren
dzisiejszej Białorusi/. Dwa dni później jego ciało pochowano w podziemiach
kolegium OO Jezuitów w Pińsku. Dziś pewnie nikt nie wracałby do tej postaci,
gdyby nie wydarzenie, które miało miejsce 16 kwietnia 1702 roku w Kolegium
Jezuitów w Pińsku. Wydarzenie dość zagadkowe, bo zainicjowane przez samego
Bobolę po jego śmierci. Wsłuchajmy się więc w to niecodzienne zdarzenie.Rektorem
Kolegium Pińskiego od stycznia 1700 r. był Marcin Godebski, człowiek energiczny
i gruntownie wykształcony. Czasy w którym przyszło mu kierować kolegium nie
były łatwe. Niejednokrotnie stawał bezradny wobec wszystkiego, co działo się
wtedy wokół Pińska. A działo się wiele. Wskutek wojny domowej Korony z Litwą,
kraj podzielił się na zwolenników Augusta II i narzuconego przez Szwedów
Stanisława Leszczyńskiego. Do wojny przyłączyły się obce kraje. Wojska saskie,
szwedzkie, moskiewskie i konfederackie pustoszyły kraj. Rósł zamęt, mnożyły się
zbrodnie. Najwięcej ucierpiały okolice Wilna i Pińska. Zagrożone były ciągle
wspólnota zakonna i dobra klasztoru jezuickiego. Rektor, który na to wszystko
patrzył z wielkim niepokojem, zastanawiał się, do kogo z ludzi się zwrócić, o
jakąś pomoc. Szukał natchnienia w modlitwie. Wiedział, że tylko Bóg może
wskazać najlepsze rozwiązanie. Oczekiwał z niepokojem na pomoc, ale nic mu do
głowy nie przychodziło. I to właśnie wtedy, gdy był taki bezradny, znękany
troskami udał się na spoczynek, ukazał mu się nieznany jezuita o sympatycznej
twarzy, z której biła niezwykła jasność. Najpierw uczynił zarzut Godebskiemu,
że szuka protekcji nie tam, gdzie powinien; następnie zapowiedział, że on sam,
Andrzej Bobola, zamordowany niegdyś przez Kozaków, otoczy opieką kolegium, pod
warunkiem że rektor poleci odnaleźć jego ciało pochowane razem z
innymi w krypcie pod kościołem i umieści je oddzielnie. Trzy
dni trwały poszukiwania, ale nikt nie potrafił wskazać miejsca położenia
trumny. Dopiero 18 kwietnia wieczorem jeden z mieszczan pińskich przyniósł
znalezioną kartkę z nazwiskami pochowanych w podziemiach kościoła. Treść kartki
była następująca: Ks. Andrzej Bobola, 16 maja okrutnie zamordowany w Janowie
przez niegodziwych Kozaków, rozmaicie dręczony, w końcu odarty ze skóry, pochowany
przed wielkim ołtarzem. Po trzech godzinach poszukiwań znaleziono
trumnę. Po zdjęciu wieka obecni z ogromnym zdumieniem zobaczyli zwłoki pokryte
kurzem, ale doskonale zachowane, jakby je w przeddzień pogrzebano. Dostrzegli
ślady tortur, rany, na których była skrzepła, jakby świeża jeszcze krew. Ciało
dokładnie oczyszczono, owinięto w nowe prześcieradło, okryto sutanną, czarnym
ornatem z adamaszku i przełożono do nowej trumny, którą umieszczono na
rusztowaniu w środku krypty. Gdy ludzie dowiedzieli się o tym, co się stało,
zaczęli pielgrzymować do trumny Andrzeja Boboli, który zaraz potrafił
odwdzięczyć się Jezuitom za to, że spełnili jego prośbę. Szwedzi nie zniszczyli
Pińska, a epidemia, która wtedy pochłonęła wiele tysięcy ludzi ominęła Pińszczyznę.
Odczytano owe wydarzenia, jako znak dany przez Andrzeja. Nic więc
dziwnego, że kult Boboli coraz bardziej się rozpowszechniał i to nie tylko
wśród prostego ludu, ale także wśród szlachty i magnatów.Warto głęboko
zamyślić się nad wydarzeniami, które miały miejsce 17 kwietnia 1702 roku w
Pińsku. Dla ludzi o słabej wierze, wydarzenia owej nocy, mogą być
nieprzekonywujące i budzić wiele wątpliwości. Prawdą jest, że kult Andrzeja
Boboli w Kościele rozpoczął się dzięki jego ingerencji z Nieba. O ten kult nie
zabiegali ludzie. Dlaczego Bóg pozwolił mu upominać się wśród żyjących o kult
?- oto pytanie, które zachęca do głębszej refleksji nad rolą tego Świętego w
planie zbawienia. Wielu ludzi nie zna tego faktu z życiorysu Świętego. Bez tej
wiedzy trudno jest zrozumieć inne wydarzenia, jakie miały miejsce w późniejszym
czasie. Tym, co najbardziej zaszokowało poszukiwaczy w podziemiach
klasztoru w Pińsku po otwarciu trumny Andrzeja Boboli, było jego ciało
zachowane od rozkładu. Teraz zaczęto szukać świadków jego męczeństwa. Jezuici
wyruszyli na poszukiwanie świadków męczeństwa i śmierci Andrzeja do Janowa.
Wobec podjętego zadania droga do Janowa Poleskiego nie wydawała się już tak
daleka i niebezpieczna. Jezuici wiedzą, że naocznych świadków jest coraz mniej,
ale nie tracą nadziei. Doskonale zachowane od rozkładu ciało Andrzeja
wywołuje wielką radość u żyjących świadków męczeństwa księdza. Świadkowie
doskonale pamiętali, mimo tylu minionych lat, jak to Kozacy męczyli ojca
Andrzeja. Opowiadali o tym, co się stało, podając wiele cennych szczegółów.
Dzięki temu, po wielu latach, udało się odtworzyć życiorys Świętego. Czy
dokładny? Chyba nie. Ale wystarczający, by kult Andrzeja rozwijał się bardzo
dynamicznie.
3. Drugie dotyczy patronatu nad Polską
Od tego wydarzenia upłynęło wiele czasu, bo ponad 100 lat. Relikwie
Andrzeja Boboli były otoczone wielką czcią. Ale Bobola nie został ogłoszony ani
błogosławiony, ani święty, a powodem tego nie był brak dokumentów tylko to, że
Polska była pod zaborami. Rosjanie podejmowali różne działania, aby o Boboli,
rodem z Polski nikt się nie dowiedział. Polacy pomimo iż Bobola nie był czczony
w Kościele byli zawsze dumni, że mieli w swej historii, takiego syna. On był
ich dumą, ale i ich troską zarazem! Polacy pragnęli, by ogłoszono go Świętym za
to, jak żył, co czynił, co zniósł dla Chrystusa. Chcieli, by znany był
wszystkim wyznawcom Jezusa na całym świecie. Polacy zdawali sobie sprawę z
tego, ze jego misja nie jest jeszcze zakończona. On ma być głównym patronem
Polski, a my mamy mu w tym pomóc.Skąd o tym wiemy? Z objawienia św. Andrzeja,
jakie dokonało w Wilnie w 1819 roku, które miał dominikanin - Alojzy
Korzeniewski. W modlitwach zanoszonych do Andrzeja polecał mu sprawę
niepodległości Polski. W odpowiedzi otrzymał następującą wizję: Gdy po
dłuższej modlitwie zamknął okno i zamierzał się położyć, ujrzał postać, która
przedstawiła się jako Andrzej Bobola, po czym poleciła zaskoczonemu zakonnikowi
jeszcze raz otworzyć okno i wyjrzeć przez nie. Zamiast znajomego widoku
wirydarza wileńskiego klasztoru, o Korzeniewski zobaczył rozległą równinę, o
której oznajmił, że to ziemia pińska, gdzie dostąpił "chwały cierpień
męczeństwa za wiarę Chrystusową. Następnie Męczennik polecił spojrzeć
ponownie... Teraz obraz się zmienił: równina była pokryta walczącymi zaciekle
wojskami wielu narodów. Andrzej objaśnił: "Gdy skończy się wojna, którą
widzisz, wtedy, królestwo Polski zostanie przywrócone przez miłosierdzie Boże,
a ja zostanę w nim uznany jako główny patron..Patronat nad Polską św.
Andrzeja Boboli stał się aktualny, po znanym "Cudzie nad Wisłą",
który miał miejsce 15 sierpnia 1920 roku w ostatnim dniu nowenny do św.
Andrzeja odprawianej w Warszawie. Wtedy to biskupi polscy wysłali do papieża
Benedykta XV pismo z gorącą prośbą o kanonizację błogosławionego Andrzeja i
ogłoszenie go patronem odradzającej się Polski. Dali wyraz swojemu przekonaniu,
że jego opieka ochroni nasz kraj od zagłady i przyczyni się do umocnienia
wiary.Po kanonizacji Andrzeja Boboli, która miała miejsce w Rzymie 17 kwietnia
1938 roku biskupi polscy, w tym ówczesny Prymas August Hlond, nazywali św.
Andrzeja patronem Polski. Z pewnością, gdyby nie wybuch drugiej wojny
światowej, św. Andrzej zostałby ogłoszony głównym patronem Polski.Sprawa
patronatu św. Andrzeja, powróciła po napisaniu Ślubów Jasnogórskich przez
Prymasa Tysiąclecia - Stefana kard. Wyszyńskiego. Był on w czasach
komunistycznych uwięziony w Komańczy. W dniu liturgicznego wspomnienia Boboli
16 maja 1956 roku Ruch Pomocników Matki Kościoła, założony przez Prymasa
Wyszyńskiego odmawia modlitwę: Święty Andrzeju Bobolo, Patronie Ślubów
Jasnogórskich Narodu, módl się za nami.Patronat Boboli nad Polską powrócił
ponownie z końcem XX wieku, gdy Ojczyzna nasza znalazła się na drodze odnowy
moralnej, po trudnych latach komunistycznego reżimu. Tę inicjatywę
zapoczątkowali jezuici, którzy pamiętali przepowiednię św. Andrzeja o tym, że
będzie kiedyś patronem Polski. Podzielili się tą myślą kard. Józefem
Glempem, który odniósł się z życzliwością do tej sprawy. Zostały
przygotowane odpowiednie pisma i uzasadnienia, doprowadzające do
akceptacji patronatu św. Andrzeja nad Polską przez Episkopat, który z kolei
skierował prośbę do Ojca Świętego, Jana Pawła II o ostateczną akceptację.Jan
Paweł II pozytywnie rozpatrzył tę prośbę i w roku 2002 włączył św. Andrzeja do
tych, którzy mają patronować Polsce.
4. Objawienie początkujące kult w Strachocinie Do trzeciego znaczącego
objawienie się św. Andrzeja Boboli doszło w Strachocinie. W Strachocinie
wydarzenia mają podobny przebieg jak w Pińsku. Tu także objawiający się
Bobola sam inicjuje kult. Warto zapoznać się z faktami jakie zaistniały w
Strachocinie. Kilku proboszczów ze Strachociny w XX wieku, doświadczyło spotkań
z " nieznanym przybyszem zza światów".Najwięcej przeżył ich ks.
Ryszard Mucha, proboszcz parafii, w latach 1970-1983. Ogólnie przyjmuje się, że
to z powodu "wydarzeń" na plebanii, ks. Ryszard podupadł na zdrowiu.
Pojawiająca się i znikająca postać nigdy nie czyniła krzywdy ks. Ryszardowi.
Jedynie przypominała, że czegoś oczekuje. Problem sprowadzał się do
odkrycia prawdy, o "nieznanej" postaci, której strój sugerował, że
jest kapłanem. Długa czarna sukmana, ciemna broda i smukła sylwetka - oto
charakterystyczne cechy pojawiającej się osoby. To wszystko wiemy z przekazów
ks. Ryszarda. Ludzie nie bardzo wierzyli w to, co przeżywał proboszcz, a
odwiedzający go koledzy, nie zawsze z uwagą słuchali jego opowiadań. Stan
zdrowia kapłana ulegał pogorszeniu, aż przyszła poważna choroba i ks. Ryszard
znalazł się w szpitalu. Wobec zaistniałej sytuacji dnia 7 września 1983 roku
ks. bp Ignacy Tokarczuk do pracy duszpasterskiej w Strachocinie kieruje mnie,
gdyż poważna choroba ks. Ryszarda wymagała długotrwałej opieki lekarskiej, a
parafia licząca około 2000 wiernych nie mogła pozostać bez kapłana. Pozwólcie,
że teraz, jako bezpośredni świadek wydarzeń podzielę się tym, co przeżyłem.
Przybywając na plebanię, nie znałem powodów choroby ks. Ryszarda, a tym
bardziej nigdy nie słyszałem o jego doświadczeniach duchowych. Dlatego to,
czego doświadczyłem w kilka dni po przybyciu do parafii było autentycznym
wstrząsem. Z perspektywy lat oceniam, że moje zachowanie wtedy, gdy po raz
pierwszy pojawiła się nocą nieznana postać, było niewłaściwe. Ale
"strach" był silniejszy, niż zdrowy rozsądek. Pierwsze spotkanie z
tajemniczą postacią miało miejsce nocą 10/11 września 1983 roku. Spotkania ze
zjawą trwały prawie przez kolejne cztery lata. Tajemnicza postać pojawiała się
zawsze o tej samej godzinie nocą. Tajemniczy duch pojawiał się nieregularnie i
nigdy nie można było przewidzieć, kiedy znów zapuka do drzwi. Niekiedy
przychodził dwa razy w tygodniu, a czasami raz na kilka miesięcy. Każdym
pojawieniem się postać przypominała o sobie i wzywała do
"poszukiwania wyjścia z zaistniałej sytuacji".Na początku pojawianie
się postaci wiązałem z duszą kapłana, który potrzebował pomocy. Dlatego
modliłem się w jego intencji, odprawiałem Msze św. Z upływem czasu, moje
myślenie o pojawiającej się postaci zmieniło się. Przyszedł taki moment, gdy
uświadomiłem sobie, iż ten kto puka, chce wejść, a ja mam otworzyć mu drzwi. Od
tej chwili zmieniły się intencje moich modlitw. Wcześniej chciałem
pojawiającemu się pomagać, teraz zanosiłem modlitwy, aby dowiedzieć się, kto
przychodzi i czego chce. Ale ogarniający mnie "strach", podczas
"pojawiania się postaci", nie pozwalał na nawiązanie z nią
kontaktu. Mijały dni, tygodnie, miesiące i lata a pojawianie się
tajemniczej postaci nie ustawało. Dopiero 16 na 17 maja 1987 roku, gdy
znowu nieznana postać zapukała, jak zwykle o tej samej godzinie, zbudzony ze
snu nabrałem odwagi. Wtedy po raz pierwszy nawiązałem z nią świadomy kontakt.
Zadałem pytania: kim jesteś? czego chcesz? W odpowiedzi usłyszałem głos, który
docierał do mej duszy, jakby mnie przenikał. Nigdy nie zapomnę tego, co
powiedział: Jestem św. Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie.
Tej nocy to, co było tak tajemnicze przez tyle lat, to co
niosło tak wiele pytań, zostało krótko wyjaśnione. Tajemnica wyjaśniła się.
Tym, który przychodził i pukał, ciągle o sobie przypominał był św. Andrzeja
Bobola. Nikt nie przypuszczałby, że to, co dzieje się na plebanii jest
interwencją jakiegoś Świętego. A jednak, znowu Andrzej Bobola posłużył się
zaskakującą metodą, dla rozpoczęcia swego kultu w nowym miejscu, w
Strachocinie. Od tej nocy, już nigdy więcej tajemnicza postać się nie pojawiła.
Ale słowa, które usłyszałem od Świętego nie dawały mi spokoju. Przez pewien
czas zastanawiałem się, co mam z tym zrobić? Tłumaczyłem sam sobie to wszystko,
co wydarzyło się tamtej wrześniowej nocy, że to tylko moja bujna wyobraźnia lub
jakieś nieokreślone przeżycie duchowe. Ten głos, który przenikał mnie do szpiku
kości, ciągle brzmiał w moich uszach. Nie mogłem pozostać obojętny wobec
mówiącego do głosu. Pojechałem więc do ks. bpa Ignacego Tokarczuka,
ordynariusza przemyskiego, by się podzielić tym, co przeżyłem. Ksiądz Biskup z
uwagą wysłuchał moich słów i powiedział krótko: jedź z tym do Warszawy, do
ojców jezuitów. Nie pamiętam daty, kiedy udałem się po raz
pierwszy do sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Ale pamiętam, że
zostałem bardzo życzliwie przyjęty przez Ojców Jezuitów. Ze skupieniem mojej
relacji wysłuchał o. Mirosław Paciuszkiewicz, ówczesny proboszcz sanktuarium
św. Andrzeja Boboli. Od ks. proboszcza Paciuszkiewicza dowiedziałem się czegoś
więcej o św. Andrzeju, a przede wszystkim o tym, jak rozpoczął się jego kult w
Kościele. W czasie tej rozmowy pojawiła się myśl o sprowadzeniu relikwii św.
Andrzeja Boboli do Strachociny. Od tej pory rozwój kultu świętego w
Strachocinie nabrał wielkiego tempa. Znowu można było odczuć, że nad wszystkim,
co działo się w Strachocinie czuwał św. Andrzej.
5. Wydarzenia za miesiąc Za niespełna miesiąc czasu w Strachocinie
odbędą się największe z dotychczasowych uroczystości związane z uczczeniem 350
rocznicy śmierci św. Andrzeja i dwudziestą rocznicę poznania prawdy o
pojawiającej się postaci. Na pamiątkę tych wydarzeń zostanie poświęcony ołtarz
polowy ku czci św. Andrzeja Boboli. Wyśpiewamy wtedy z radością Ciebie Boga
wysławiamy. Niech nasza wdzięczność będzie wtedy wielka. To dzisiejsze
spotkanie miało nas do tych uroczystości choć trochę przybliżyć. Jesteśmy
naprawdę w miejscu świętym. O świętości tego miejsca - świadczy dekret ks. abpa
Jozefa Michalika z dnia 19 marca 2007 ustanawiający kościół w Strachocinie,
sanktuarium św. Andrzeja Boboli.